Przejdź do głównej zawartości

CYRANKIEWICZ I MACIEREWICZ W SŁUŻBIE RATOWNICZEJ

Zastanawiacie się zapewne, czym to tym razem będziemy się zajmowali. Generalnie tym co zawsze, czyli szeroko pojętym działaniem polskiego systemu ochrony przeciwpożarowej w kontekście działań ratowniczych i jego bezpieczeństwa. Dzisiaj weźmiemy na warsztat małe brzęczące i świecące pudełeczko. Niektórzy się już domyślają o jakie cudo chodzi, a ci co bardziej obeznani w naturze zagadnienia zapewne głośno krzykną na znak protestu, że nie zawsze jest to pudełko. Tak szanowni czytelnicy dzisiaj zajmiemy się sygnalizatorami bezruchu. O tym, że jest to bardzo newralgiczne urządzenie nie trzeba chyba nikogo przekonywać, ale zapewniam, że za to jeszcze bardzo wielu trzeba przekonywać do tego, że samo urządzenie nie chroni przed żadnym zagrożeniem, a nieumiejętny jego dobór, złe zamontowanie w połączeniu z brakiem właściwego nadzoru osadzonego w taktyce działań, czyni je narzędziem praktycznie bezużytecznym i dającym tylko pozorną ochronę, która w konsekwencji bardzo skutecznie oddala problem właściwej ochrony ratownika w strefie zagrożenia. Można by powiedzieć – bardzo przewrotna to teza. Przecież sygnalizator „ma dopuszczenie CNBOP” i inne certyfikaty. Jest urządzeniem sprawdzonym w tysiącach działań – czego się tu znowu czepiać. Przecież w powszechnym odczuciu, ostatnio nawet wzmacnianym przez samego Komendanta Głównego PSP, już samo świadectwo dopuszczenia gwarantuje niezbędny poziom bezpieczeństwa. No i na końcu co do tego wszystkiego mają Cyrankiewicz z Macierewiczem razem wzięci. Te właśnie wątpliwości szanownych czytelników postaram się jeszcze wzmocnić próbując jednocześnie - tak jak zawsze staram się to czynić, zachęcić do samodzielnych analiz i przemyśleń oraz nieustannego doskonalenia i wdrażania odpowiednich rozwiązań w swojej praktyce ratowniczej.

Geneza sygnalizatora
Na początku omówimy genezę wprowadzenia sygnalizatora bezruchu do formacji ratowniczych. Oczywiście jak to ma miejsce w ogromnej większości zagadnień związanych z techniką ratowniczą prekursorami i twórcami pierwszych standardów w tym zakresie byli amerykanie. Tamtejsza kultura ratownicza oparta o ciągłą analizę zagrożeń i wypadków, połączona z pozytywną presją tamtejszych firm operujących w większości przypadków na rynkach całego świata i aspirujących do grona liderów w sposób oczywisty musi powodować powstanie standardów, które w dalszej kolejności wyznaczają globalnie trendy techniczne. Nie chcę powiedzieć, że ratownictwo jest tu tylko pretekstem – bo zapewne także jest, ale co najważniejsze ten pretekst jest w konsekwencji wykorzystany dla dobra ratowników, nie tylko amerykańskich.
W roku 1980 Komitet Techniczny ds. Sprzętu Ochronnego dla Strażaków  po spektakularnych wypadkach strażaków rozpoczął pracę nad standardem (normą) NFPA, który otrzymał numer kodowy 1982. Prace zakończono wiosną 1982 r. i przedłożono do zatwierdzenia NFPA (National Fire Protection Association). Zwieńczeniem prac było wydanie 1 edycji normy NFPA 1982, które nastąpiło 9 czerwca 1983.  Standard ten określa minimalne wymagania dotyczące projektowania, działania, testowania i certyfikacji dla wszystkich urządzeń PASS (sygnalizatorów bezruchu), samodzielnych lub zintegrowanych, dla personelu służb ratowniczych torując drogę do wdrożenia tych urządzeń w służbie. W związku z tym, że normy NFPA nie są obligatoryjne powszechne wdrożenie do służby nastąpiło od 1987 r. wraz z nową edycją NFPA 1500 choć rzeczywisty początek nastąpił w roku 1983. Od tego czasu normę tą zmieniano 6-krotnie w kolejnych latach (edycje: 1988, 1993, 1998, 2007, 2013, 2018) przy czym ostatnia zmiana została zatwierdzona kilka miesięcy temu, a dokładnie 30 listopada 2017 r. (NFPA 1982 rev.2018). Na przestrzeni lat wprowadzano oczywiście liczne zmiany i ulepszenia na podstawie prowadzonych badań czy analizy wypadków oraz rozwoju możliwości technicznych. I tak dla przykładu w edycji z 1998 wprowadzono możliwość integracji urządzenia PASS z aparatem powietrznym butlowym - APB (SCBA skrót amerykański). W 2007 po analizie licznych wypadków w strefie oraz obserwacji związanej ze znaczną redukcją poziomu dźwięku już w temperaturze 150°C, wprowadzono szereg dodatkowych badań związanych z odpornością i skutecznością po ekspozycji na płomień, temperaturę, wodę oraz obciążenia mechaniczne. W roku 2013 wprowadzono nową sekwencję sygnałów alarmu oraz wyspecyfikowano wymagania minimalne dla detektorów z transmisją sygnałów drogą radiową (RF PASS). W edycji z roku 2018 poprawiono wymagania dla sygnałów alarmowych (sekwencji i częstotliwości) bo jak się okazało sygnał zaproponowany w roku 2013 był gorszej jakości niż w dotychczas używanych urządzeniach (jak widać i tam się mylą !!!, ale potrafią to także dodatkowo zbadać i szybko skorygować). Trzeba sobie zdawać sprawę że dobór odpowiedniego sygnału ma bardzo istotny wpływ nie tylko na jego słyszalność, ale także na możliwość jego prawidłowej lokalizacji – zarówno kierunku jak i odległości. Szczegółowy opis ewolucji urządzenia i zmieniających się wymagań w poszczególnych edycjach normy (są to opracowania kilkudziesięciostronicowe) znacznie przekraczają formę tego opracowania a sama analiza zmian zajęłaby zapewne kilka tygodni. Tak więc dla dodatkowego fragmentarycznego zobrazowania tych zmian przedstawię jeszcze w tabeli wymagania  dotyczące samych alarmów w poszczególnych edycjach.
Szczegółowe opisy dla kilku ostatnich edycji znajdziecie pod adresem:
Jeśli chodzi o unormowania europejskie to niestety nie dopracowano się w tym zakresie jednolitych wymagań normatywnych i w związku z tym dokumenty europejskie nie mają odpowiednio wysokiej rangi w tym zakresie.
W skrócie możemy jednak opisać podstawowe cechy tego urządzenia. Początkowo było to urządzenie uruchamiane  tylko ręcznie i emitujące sygnał świetlny i dźwiękowy celem możliwości odnalezienia zagrożonego ratownika. Następnie urządzenie to wyposażane było także w czujnik bezruchu wprowadzający urządzenie automatycznie w stan alarmu po ok. 30 sekundach bezruchu poczynając pośrednio poprzez narastający w czasie alarm wstępny i dochodząc do alarmu zasadniczego (odmiennego niż alarm wstępny). Dźwięk  ostrzegawczy emitowany był przez elektroakustyczny przetwornik piezoelektryczny w formie odpowiednio modulowanego sygnału. Urządzenia z czasem potrafiły reagować także na wzrost temperatury otoczenia, zaczęto łączyć je z elementami aparatu powietrznego butlowego (SCBA) poprzez integrację (PASS/SCBA) dającą możliwość odczytu innych dodatkowych parametrów z urządzeń także bezprzewodowo. Z czasem dochodziły także inne funkcje związane chociażby z możliwością bezprzewodowej transmisji sygnału o zagrożeniu czy lokalizacji ratownika. Urządzenia obudowano elementami dodatkowymi do wizualizacji działań i zagrożeń oczywiście ze stosownym oprogramowaniem. Wprowadzono także elementy pamięci zdarzeń i inne liczne udogodnienia i dostosowania do warunków panujących w strefie zagrożenia takich jak chociażby możliwość automatycznego zwiększania mocy sygnału w zależności od temperatury. Mimo dynamicznego rozwoju innych technik lokalizacji ratowników urządzenie to jest ciągle podstawowym urządzeniem do detekcji bezruchu i w chwili obecnej w ogromnej większości jest to urządzenie zintegrowane (PASS/SCBA), choć nie koniecznie w polskim ratownictwie. Nie trudno sobie wyobrazić, że w dalszej kolejności rozwój tych urządzeń dotyczył będzie dalszej integracji możliwości pomiarowych innych niebezpiecznych czynników pożarowych jak chociażby gazów pożarowych, połączenia (wbudowania) kamery termowizyjnej i z całą pewnością coraz silniej zaznaczana będzie transmisja bezprzewodowa.

Sygnalizator bezruchu w polskim ratownictwie
W polskim ratownictwie sytuacja wygląda nieco inaczej, bo w naszym kraju nie ma profesjonalnych instytucji czy organizacji zajmujących szeroko pojętym bezpieczeństwem  strażaków. Z praktyki wiemy, że na nawet dobre i bardzo potrzebne rozwiązania, jest mało środków a wejście do praktyki służbowej wiąże się z wyraźnym nakazaniem w formie rozporządzenia, zarządzenia czy wytycznych z góry. Inaczej żaden temat szerzej nie zaistnieje. I tak się też działo w przypadku sygnalizatora bezruchu, który wszedł do służby wraz z wejściem w życie Rozporządzenia MSWiA z dnia 17 listopada 1997 r. w sprawie szczegółowych warunków bezpieczeństwa i higieny służby strażaków oraz zakresu ich obowiązywania w stosunku do innych osób biorących udział w akcjach ratowniczych, ćwiczeniach lub szkoleniu (w skrócie rozporządzenie BHP) w którym to w § 51 zapisano – „Ratownika kierowanego do działań należy wyposażyć w sygnalizator bezruchu.”
W związku z tym od 1998 r. po 15 latach od pierwszych wdrożeń rozpoczęła się era detekcji bezruchu w polskim ratownictwie (jak na nasze realia to jednak stosunkowo niewielkie zapóźnienie!).
Kolejna nowelizacja rozporządzenia BHP z roku 2008 w §  55. ust.1 pkt 2)  mówi o tym, że:
1.Przed wejściem do strefy zagrożenia strażak:
   1)sprawdza funkcjonowanie sprzętu ochrony dróg oddechowych, a w szczególności urządzeń do otwierania dopływu powietrza, tlenu lub innego czynnika oddechowego, szczelność przylegania maski, szczelność połączeń i złącz oraz wskazania przyrządów określających stan ciśnienia;
     2)uruchamia sygnalizatory bezruchu.
potwierdzając tym samym ugruntowaną już pozycję tego urządzenia w polskim ratownictwie.    
Należy także zaznaczyć bardzo mocno, że wyżej przywołane przepisy powstałe na podstawie delegacji ustawowej wynikającej z ustawy o PSP dotyczą także strażaków OSP. Na pytanie czy faktycznie udało się wdrożyć te wymagania w odniesieniu do strażaków OSP, kiedy to faktycznie następowało i jak to wygląda obecnie proszę sobie samemu odpowiedzieć samemu.
A jak sytuacja wygląda od strony „polskich” wymagań technicznych. W roku 1998 r. MSWiA wydało rozporządzenie w sprawie wyrobów służących do ochrony przeciwpożarowej, które mogą być wprowadzane do obrotu i stosowane wyłącznie na podstawie certyfikatu zgodności (DzU z 6.05.1998 r. Nr 55 poz. 362), które weszło w życie z dniem 20.05.1998 r. Na liście wyrobów w grupie środków specjalnych ochrony osobistej strażaka ( w odróżnieniu od wyposażenia i uzbrojenia osobistego strażaka) pod pozycją 9 znalazł się sygnalizator bezruchu. Jednostką certyfikującą zostało wyznaczone oczywiście CNBOP. Ono także ustaliło wymagania techniczne dla tych urządzeń, których zapisy wprawdzie nie były tajne ale nie były powszechnie udostępniane. W roku 2007 certyfikaty dopuszczenia zamieniono na świadectwa dopuszczenia a wymagania dotyczące poszczególnych urządzeń zapisano wprost w rozporządzeniu. Tak więc w punkcie 1.2 załącznika Nr 2 do rozporządzenia w grupie wyposażenie i uzbrojenie osobiste strażaka opisano sygnalizatory bezruchu. Zmiana rozporządzenia z roku 2010 obowiązująca do dnia dzisiejszego zaszeregowała te urządzenie nie wiedzieć dlaczego, do grupy wyposażenie i środki ochrony indywidualnej opisując wymagania także w p. 1.2. załącznika. Należy zaznaczyć, że wymagań w sposób istotny nie zmieniono. Śmiało więc można powiedzieć, że w tej dziedzinie od roku 2007 nic się nie zmienia i dopuszczane są urządzenia w oparciu o te same wymagania. W chwili obecnej na liście urządzeń posiadających świadectwa dopuszczenia są następujące urządzenia:
Detektory bezruchu ze świadectwami dopuszczenia

Interpretacja możliwości technicznych w środowisku pożarowym
Teraz spróbujemy w wielkim uproszczeniu policzyć ewentualny skuteczny zasięg sygnalizatora z dodatkowym omówieniem czynników, o których profesjonalny ratownik musi wiedzieć.
Zgodnie z prawem Webera-Fechnera, które przyda nam się do analizy bardzo wielu procesów ratowniczych wartość reakcji układu biologicznego jest proporcjonalna do logarytmu bodźca (przydatne do analizy reakcji zmysłów: słuchu, wzroku, ciepła na bodźce).  Dla przypomnienia jak działa skala logarytmiczna dla spadku ciśnienia akustycznego w funkcji odległości dla źródła punktowego przypominam, że zwiększenie odległości o 100% od źródła da spadek o 6 dB, a 3 dB spadek ciśnienia to zwiększenie o 41% odległości od źródła (przykładowo 120dBA z 3 metrów odpowiada 117 dBA z 4,24 m i odpowiednio 114 dBA z 6 metrów). Analiza dotyczy pola swobodnego a to jest to jednak mocne uproszczenie analizowanego zagadnienia, które jest znacznie bardziej skomplikowane. Nie wiem czy czytelnicy bloga pamiętają gdy w artykule dotyczącym sygnalizacji dźwiękowej w samochodach postulowałem by min. głośność wynosiła 120dBA z odległości 3m. W przypadku sygnalizatorów bezruchu mamy do dyspozycji dźwięk o ciśnieniu akustycznym  >95dBA/3m w zależności od urządzenia. W tym kontekście nie będziemy analizować minimalnych wymagań CNBOP gdyż są one całkowicie absurdalne. W wymaganiach tych ustalono minimalny poziom >90 dB/1m co przy 3m daje poziom lekko powyżej 80 dB. Bez odniesienia się do częstotliwości emitowanego dźwięku (bo tego nie ustalono w wymaganiach) oraz bez szczegółowej metody korekcji pomiaru i określenia stałej czasowej do pomiaru ciężko cokolwiek wnioskować. Może nazbyt zawiły wywód ale zapewniam, że zapis ten nie ma wielkiego związku z jednoznacznym określeniem poziomu alarmu. Sprawę ratuje to, że dopuszczenia mają urządzenia dla których możemy przyjąć 95dBA/3m. Musimy dodatkowo przyjąć jeszcze kilka prostych założeń. 

Powszechnie przyjmuje się, że właściwy odbiór źródła sygnału w stosunku do zakłóceń tła (w uproszczeniu to wszystko inne niż sygnalizator) daje różnica 6 dB (założenie 1). Dodatkowo ustalono na podstawie badań w USA, że noszone przez poszukującego/asekurującego środki ochrony indywidualnej (APB, kominiarka, hełm) wnoszą dalsze tłumienie 3 do 5 dB (założenie 2), przy czym miejmy pełną świadomość tego że chodzi o hełmy amerykańskie, gdzie ucho jest odsłonięte a nie europejskie; śmiało więc w naszych warunkach można przyjąć 5dB). Jeśli więc przyjmiemy optymistycznie, że środowisko pożaru daje zakłócenia na poziomie 70 dB (założenie 3) to mamy pierwsze proste wyliczenie (95dB -70dB-6dB-5dB) =14 dB. Czyli zostaje nam 14 dB na spadek ciśnienia akustycznego związanego z odległością. Szybkie obliczenie i wychodzi nam, że to odległość 15 m. Teraz wariant bardziej optymistyczny 98dB/3m sygnalizator, zakłócenia tła na poziomie 65dB, przy założeniu 1 i 2 daje odległość ok. 38m. Widzimy więc wyraźnie w jakim przedziale się poruszamy, mimo bardzo ograniczonej i uproszczonej analizy. A musimy przecież mieć świadomość, że w realnych warunkach dochodzą przeszkody w budynkach. Bardzo duży wpływ ma także sam upadek ratownika, sposób umiejscowienia sygnalizatora oraz kierunek, z którego nadchodzi poszukujący/ asekurujący bo zdajemy sobie przecież sprawę, że charakterystyka emisji dźwięku nie jest dookólna. Dodatkowo bardzo istotny wpływ ma  sekwencja i częstotliwości emitowanego dźwięku wraz z modulacją, temperatura w pomieszczeniu, charakterystyka samego pomieszczenia (odbicia, rozproszenia), zakłócenia ze źródeł zewnętrznych, które przy akcji mogą dawać poziomy zakłóceń przewyższające wartość sygnału z detektora (piła ratownicza 71-106 dBA, pilarka łańcuchowa 71-106 dBA, samochód ratowniczy 76-87 dBA, wentylator spalinowy PPV 92-106 dBA, pompa 80-97dBA, radiotelefon przenośny 75-87 dBA).

W literaturze przedmiotu podaje się, że badanie zagadnienia związanego z rozchodzeniem się dźwięku z sygnalizatora w środowisku pożaru w przestrzeni zamkniętej ma naturę zbliżoną do hydrolokacji obiektów (problem sonaru), który jest dobrze zbadany - w odróżnieniu od rozchodzenia się dźwięku w środowisku pożarowym.
Prowadzone dokładne badania tego zagadnienia (różne rodzaje upadków i kierunek odbioru) dały wyniki od średnio -10 dB dochodząc do – 19dB.
Bardzo ładnie zresztą przedstawił to kol. Witold Nocoń w swoich filmach https://www.youtube.com/watch?v=RIGcwQaQFQs 
Wszystko to powoduje, że w skrajnie niekorzystnych warunkach możemy praktycznie nie słyszeć sygnalizatora. Musimy więc ostro przyjąć, że w pomieszczeniu bez dodatkowych przegród (drzwi, ściany, gruzowiska, itp.) 10 do 15 m to maksymalna bezpieczna odległość, w której możemy usłyszeć detektor oraz dodatkowo robić wszystko by w sytuacji poszukiwania ratownika dobrać odpowiednią taktykę, wykorzystać wiedzę akustyczną i wiedzę o naturze tego zagadnienia oraz co najważniejsze do minimum ograniczyć wszelkie zakłócenia zewnętrzne.

Technika ratownicza i asekuracja
Stosowanie sygnalizatora bezruchu wymaga przede wszystkim świadomości ratownika, który pracuje w strefie zagrożonej. Ta świadomość to przede wszystkim konieczność samodzielnego wezwania pomocy, zanim strażak straci przytomność. Sygnalizator bezruchu powinien więc w świadomości strażaka być przede wszystkim urządzeniem, którego dźwięk alarmu będzie ręcznie w sytuacji zagrożenia włączony. Mowa tu oczywiście o wezwaniu pomocy drogą radiową, zaś dźwięk sygnalizatora ma pomóc w odnalezieniu ciągle przytomnego strażaka!
Ta świadomość to również mocowanie sygnalizatora w ten sposób, by strażak nie kładł się na nim. Świadomość strażaków wyznaczonych do grupy asekuracyjnej (RIT) polegała będzie na tym, że nie będą oni jedynie zwracali uwagę na ewentualny dźwięk sygnalizatorów, ale będą przede wszystkim monitorowali korespondencję radiową i zwracali szczególną uwagę nie tylko na hasło RATUNEK, ale też na podenerwowanie ratowników, lęk, krzyki itp.
Z kolei świadomość ratowników idących na pomoc poszkodowanemu musi uwzględniać wszystkie te zjawiska, które będą utrudniały jego odnalezienie. Do utrudnień tych należeć będą zagadnienia związane z rozchodzeniem się sygnału w obiekcie, tłumienie dźwięku przez kominiarkę i hełm poszkodowanego i jak opisano wcześniej wiele innych dodatkowych czynników. Dlatego należy pamiętać o zatrzymywaniu się na chwilę i wykonywaniu systematycznych obrotów głowy by namierzyć kierunek skąd dobiega dźwięk sygnalizatora (zabieg skutkuje uśrednieniem efektu hełmu).
Zasadnym też będzie wyłączenie sprzętu generującego hałas na czas poszukiwania poszkodowanego strażaka (piły mechaniczne i inne). Po odnalezieniu poszkodowanego ratownicy powinni wyłączyć dźwięk alarmu, gdyż pomoże to w skupieniu się, uspokoi sytuację, ułatwi komunikację radiową, a przede wszystkim umożliwi usłyszenie aktywowanych sygnalizatorów ewentualnych innych poszkodowanych strażaków
znajdujących się w pewnej odległości od poszkodowanego już odnalezionego. W przypadku sygnalizatorów których nie da się wyłączyć bez specjalnego klucza, należy pamiętać, że przykrycie takiego sygnalizatora dłonią/rękawicą na tyle tłumi jego dźwięk, że możliwe
jest prowadzenie zrozumiałej korespondencji radiowej.

W ramach dalszego rozwoju technik RIT należy prowadzić ćwiczenia celem zebrania właściwych doświadczeń związanych z zastosowaniem odpowiednich słuchawek dostrojonych do sygnału detektora a kompensujących sygnały zakłócające (są takie w sprzedaży) czy słuchawek aktywnych a także związanych z hełmami celem zwiększenia słyszalności sygnału (mikrofony zewnętrzne – analogia do hełmów lotniczych, różne rodzaje hełmów pod kątem ich konstrukcji akustycznej itp.)

Uwagi praktyczne
Obok wyspecyfikowanych wymagań technicznych dotyczących odporności obudowy, wytrzymałości elektroniki oraz budowy samego urządzenia oraz jego parametrów można dodać także inne wymagania wynikające z doświadczeń praktycznych dotyczące konstrukcji urządzenia i jego użytkowania:
1. Konstrukcja sygnalizatora bezruchu musi umożliwiać łatwe ręczne i łatwe aktywowanie dźwięku alarmowego w rękawicy strażackiej. Wynika to z faktu, iż szanse na uratowanie strażaka są dużo większe w sytuacji gdy ten samodzielnie wezwie pomocy. Jeżeli alarm sygnalizatora aktywuje się automatycznie w przypadku braku ruchu strażaka na skutek braku przytomności, to realne szanse na jego uratowanie są znacznie mniejsze.
2. Konstrukcja sygnalizatora musi umożliwiać wyłączenie dźwięku alarmu bez dodatkowych elementów jak np. klucz zostawiany na zewnątrz strefy zagrożonej. Jest to konieczne w przypadku odnalezienia poszkodowanego przez grupę ratunkową. W przypadku ręcznego wyłączenia alarmu (bez klucza) sygnalizator może przechodzić tylko w stan czuwania i wymagać okresowego ręcznego "kasowania" lub umożliwiać całkowite jego wyłączenie w taki sposób, by wyeliminować możliwość przypadkowego całkowitego wyłączenia.
3. Sygnalizator powinien być montowany w taki sposób, aby strażak leżący na brzuchu nie kładł się na elemencie wytwarzającym dźwięk (problem np. w sygnalizatorach zintegrowanych z aparatem oddechowym). Należy w instrukcji obsługi wpisać, że sygnalizator powinien być mocowany w okolicy barku, by omówiony warunek spełnić. Ponadto musi być mocowany w takim miejscu, aby możliwe było ręczne aktywowanie dźwięku alarmu (np. nie na plecach).
4. Należy dążyć technologicznie do opracowania taniego i niezawodnego systemu umożliwiającego namierzania sygnalizatora z aktywowanym alarmem np. za pomocą dodatkowego urządzenia zabieranego przez grupę ratunkową. Urządzenie takie powinno mieć możliwość wskazywania kierunku oraz odległości od poszkodowanego, albo przynajmniej wskazywania czy grupa zbliża się czy oddala od poszkodowanego.

Analiza związana z wymaganiami dotyczącymi uzyskania świadectwa dopuszczenia CNBOP
Jak już wcześniej wspomniano wymagania dotyczące samego sygnału (a w zasadzie ich brak) oraz metodologii pomiaru dyskwalifikują je w całości. Dodatkowo poziom sygnału ustalony  na bardzo niskim poziomie otwiera furtkę w sensie praktycznym do dopuszczenia całkowicie bezużytecznych urządzeń (zbyt cichych). Pozostałe wymagania określone kilkoma zdaniami (w odróżnieniu do normy NFPA, która ma kilkadziesiąt stron) obok tego, że są bardzo niewygórowane nie wnoszą praktycznie nic do potrzebnych minimalnych wymagań dla tych urządzeń. Można śmiało powiedzieć, że są to badania dla samych badań. Zapytacie zapewne jaka jest tego konsekwencja? A no taka, że na rynku polskim są urządzenia, które w innych krajach o dużej kulturze ratowniczej są albo zabronione do użytkowania w straży pożarnej albo nie spełniają wymagań na odpowiednim poziomie (od co najmniej kilkunastu lat). Co gorsza nie mamy dopuszczonych urządzeń najlepszych spełniających najwyższe wymagania bo system po prostu tego nie wymaga a koszty samych dopuszczeń skutecznie odstraszają przed szerokim badaniem całych partii dostępnych urządzeń! Oczywiście analogiczna sytuacja jest w przypadku innych dopuszczeń, chociażby ubrań ochronnych.
By nie być gołosłownym zamieszczam rysunek, który mówi praktycznie wszystko.

Rys. 3. Adnotacja na stronie producenta urządzenia (św. dopuszczenia CNBOP nr 3048/2017)

Analogiczna sytuacja dotyczy także innych detektorów, które proponuję przeanalizować w swojej jednostce poprzez chociażby analizę etykiety – w formie ćwiczenia sprawdzającego.
Jest oczywiście jeszcze wiele innych niuansów podważających sensowność dopuszczeń w obecnej formie ale te na tą chwilę zostawimy na boku.

Wniosku końcowe 
W przypadku polskiego ratownictwa wszelkie dywagacje dotyczące stosowanych urządzeń i rozwiązań jak sami rozumiemy na tym etapie rozwoju są poza zasięgiem możliwości percepcyjnych systemu. Nie prowadzi on żadnych sensownych badań w tym zakresie (i można by postawić tezę, że w żadnym innym), nie wypracowuje żadnej wartości dodanej. Całe szczęście jak będzie potrafił umiejętnie kopiować rozwiązania wiodące lub przestanie je blokować. Dodatkowo musimy być bardzo wyczuleni na wszelkie słabości w tym zakresie. Strażnicy systemu w przypadku porażki mogą zaoferować Ci pośmiertny medal, uroczysty państwowy pogrzeb i skromną rentę dla Twoich dzieci zapisując to nawet prawnie. Znacznie trudniej jak widać wygenerować podejście właściwe dla profesjonalnej formacji ratowniczej sprowadzającej się do tylko kilku słów KAŻDY STRAŻAK WRACA DO DOMU. Tego elementu nie zabezpiecza właściwie wcale. Wszyscy wiemy, że wbrew pozorom nie jest to takie proste. Ale czy robi wszystko co w jego mocy by do tego stanu dojść? Na to każdy ma zapewne swoją odpowiedź, która nie będzie z pewnością miła.
W tym systemie nie możecie kupić topowych produktów, które spełniają potrzebne wymagania a jedynie urządzenia z papierami. Tylko przypadek taki jak współpraca z poważną firmą dystrybucyjną może sprawić, że mamy do dyspozycji topowy produkt. W innym przypadku nie wygląda to już tak ciekawie.
Pół biedy jak znamy i rozumiemy ograniczenia urządzenia oraz mamy w zanadrzu dodatkowe zabezpieczenia w postaci odpowiedniej organizacji działań w strefie (taktyki), właściwych procedur nadzoru i asekuracji. Bo jak tego nie mamy to co by tu dużo nie mówić bardzo daleko tu do profesjonalizmu a znacznie bliżej do improwizacji.
I na koniec wrócimy jeszcze do zagadki związanej z tytułem wpisu. Otóż okazuje się, że system dopuszczeń w straży pożarnej mający swoje  początki w roku 1972 powstał w oparciu o zarządzenie wydane w roku 1965 za czasów trzeciego rządu Józefa Cyrankiewicza a w kwietniu roku 1992 (pionierskie czasy PSP) odpowiednie rozporządzenie podtrzymujące przy życiu te rozwiązania podpisał nie kto inny jak ówczesny Minister Spraw Wewnętrznych Antoni Macierewicz - i tak to trwa już ponad 45 lat do dnia dzisiejszego!!!
O ile system w latach siedemdziesiątych wnosił wiele do rozwoju ratownictwa, to w chwili obecnej jest on bardzo skuteczną antykoncepcją dla dobrych rozwiązań. Korzystamy zatem z względnie nowych ale przestarzałych technologicznie urządzeń, samochodów i ochron osobistych mających tylko papier, który niewiele potwierdza!

Puenta
Nie chcemy robić badań i analiz po wypadkach, które już dawno powinny zostać przebadane. Nie wyciągamy wniosków z tragedii i nieszczęść naszych kolegów. Nie dajemy rekomendowanych sposobów postępowania w formie regulaminów/wytycznych, które dawały by ratownikom poczucie bezpieczeństwa że system się o nich troszczy. Czy zatem powinniśmy „rzucać się” na kolejne zakupy i technologie bez rozwiązań całościowych w tym zakresie, przykrywając ewidentne wpadki i niekompetencję techniczną? Sami odpowiedzmy sobie na to pytanie wyciągając odpowiednie wnioski przy budowie swoich osobistych kompetencji ratowniczych. Niemniej jednak, sygnalizator bezruchu, to bardzo ważne urządzanie ratownicze uzupełniające nasze środki ochrony indywidualnej - dlatego też warto się nad nim „pochylić” na poważnie.


[1],[2] Evaluation and Enhancement of Fire Fighter PASS Effectiveness, Final Raport, marzec 2015 Fire Protection Research Foundation

PS. Dziękuję koledze dr hab. Witoldowi Noconiowi za konsultację merytoryczną.

Komentarze

  1. Ziarno raz zasiane całe wieki kiełkuje na podatnej glebie.

    https://wycieczkinakresy.files.wordpress.com/2014/04/jc3b3zef-cyrankiewicz.jpg

    A podobno odcinamy się od przeszłości!

    OdpowiedzUsuń
  2. W instrukcji dla urządzenia MotionScout/ MotionScout K są takie oto informacje:
    "MSA nie ponosi odpowiedzialności w sytuacjach nieprawidłowego użytkowania produktu lub jego niewłaściwego zastosowania. Odpowiedzialność za wybór i użytkowanie produktu spoczywa wyłącznie na użytkowniku......
    Temperatura robocza -30°C do +60°C"
    I co w tym chodzi !!!??? Czy to jest urządzenie do strefy pożarowej i czy firma MSA przy takim zapisie gwarantuje jakiekolwiek bezpieczeństwo strażakowi, korzystającemu z urządzenia?

    OdpowiedzUsuń
  3. Zamieszczone zdjęcie SP II sugeruje , że wyrób nie jest przeznaczony dla straży pożarnej. Dotyczy to tylko USA ze względu na zmianę wymagań NFPA. Producent dla którego rynek amerykański jest głównym rynkiem zbytu zamieścił informację w taki sposób aby poinformować o zmianie i nowym typie sygnalizatora SP 5 swoich amerykańskich klientów. Sygnalizator SuperPass II jest nadal oferowany dla strażaków na rynkach poza USA w tym w Europie. Znajduje się również w ofercie firmy SCOTT https://www.scottsafety.com/en/emea/DocumentandMedia1/AlertATS_Brochure_English_72dpi.pdf Super Pass II generuje dźwięk o ciśnieniu akustycznym > 98 dBA/3m
    Zintegrowany sygnalizator bezruchu w aparacie oddechowym (SCBA), również nie rozwiązuje tematu zabezpieczenia ratownika w przypadku prowadzonych działań bez jego użycia. Norma NFPA 1500, o której wspomina Autor w pkt 7.16.2 wymaga, aby również w takich sytuacjach ratownik posiadał włączony sygnalizator bezruchu „Each member shall be provided with, use activate his or her PASS devices in all emergency situations that could jeopardize that person's safety due to atmospheres that could be IDLH , in incidents that could result in entrapment, in structural collapse of any type, or as directed by the incident commander.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na wstępie chciałbym podkreślić, że przewrotnie ten artykuł nie jest o sygnalizatorach bezruchu, ale o szerokim problemie dopuszczeń sprzętu w polskiej ochronie przeciwpożarowej. Sygnalizator posłużył tylko za pretekst do wykazania jak słaby jest to system i mam nadzieję, że jest to chyba w oparciu o ten prosty przykład, aż nazbyt jasne.
    Drugim celem artykułu jest pokazanie relacji między techniką a taktyką, którą należy umiejętnie dostosowywać znając możliwości i jednocześnie słabe strony sprzętu, którym się dysponuje z uwzględnieniem zmiennych środowiska pożaru. Nie jest to proste zagadnienie i dla celów akcji powinno być tak zoptymalizowane by bez zbędnej komplikacji działań maksymalizować osiągnięcie założeń taktycznych.
    Jeśli zaś chodzi o przykład jakim się posłużono wskazując w tekście artykułu zdjęcie z napisem znajdujące się na stronie producenta urządzenia SP II to w oparciu o zapisy normy NFPA 1982 oraz NFPA 1500 p. 7.13.1 nie ma chyba wątpliwości, że od kilkunastu już lat nie spełnia on wymagań minimalnych dla strażaków amerykańskich. Rozumiem, że to iż dla polskich strażaków spełnia ono wymagania nie powinno budzić wątpliwości autora. Tylko nie bardzo wiem na jakiej podstawie mam tak sądzić?! Czy na takiej, że na Białorusi lub może nawet w innych krajach europejskich jeszcze używają takich urządzeń? A może my w Polsce/Europie mamy jakąś nadzwyczajną taktykę działań, która w pełni rekompensuje słabości sprzętu bo jeśli chodzi o same pożary to chyba są jednak podobne. Ponadto jeśli chodzi o wymagania europejskie to poza normą brytyjską z 2010 roku, która nie jest tak ostra jak NFPA nie są mi znane inne normy (no może CNBOP) odnoszące się do zagadnień pracy urządzenia w środowisku pożarowym, ani też jakieś pogłębione badania samych urządzeń. Można śmiało, rzec że Europa tej lekcji jeszcze nie odrobiła. Zaś jeśli chodzi o zagadnienie urządzeń zintegrowanych PASS/SCBA w stosunku do samodzielnych urządzeń PASS w odniesieniu do zdarzeń gdzie nie używa się aparatów to owszem uważam, że jest to miejsce w którym osobne urządzenia mają swoje zastosowanie (co oczywiście Firma skrupulatnie próbuje wykorzystać jako element przewagi rynkowej) i co nie zmienia zasadniczo obrazu rynku amerykańskiego gdzie praktycznie używa się tylko urządzeń zintegrowanych. Podsumowując, to że SPII jest nawet w odbiorze polskich strażaków najgłośniejszy nie znaczy wcale, że jest to najlepsze urządzenie jakiego oczekują. Myślę także, że z tekstu dosyć mocno wybrzmiało także to że nie sama głośność jest także najważniejsza (choć oczywiście jest bardzo ważna).

    OdpowiedzUsuń
  5. W komentarzu powyżej popełniłem pomyłkę liczbową, bo zamiast NFPA 1500 p. 7.13.1 powinno być oczywiście NFPA 1500 p. 7.16.1.

    OdpowiedzUsuń
  6. @ HD FLHXS
    Odpowiedź została ewidentnie sporządzona w oparciu o ściągę marketingową ze strony producenta urządzeń SuperPass http://graceindustries.com/gracetest/getthefacts.pdf.
    Trochę jest na rzeczy, ale tylko trochę. We wcześniejszych edycjach NFPA 1500 był wymóg by nowe SCBA były zintegrowane z PASS. Obecnie ten wymóg skreślono, natomiast wprowadzono go jako rekomendację znajdująca się w aneksie A cyt: "Technology has provided the integration of Pass devices with scba. When scba unit is activated to an operational mode the pass device is activated. Fire departments are encouraged to utilize this technology". Jest więc rekomendacja do korzystania z tej technologii. Z czego to wynika? Z tego, że jest to rozwiązanie wygodne i dodatkowo jest to wniosek z raportów z badań akcji gaśniczych z ofiarami wśród strażaków (lub strefach niebezpiecznych), z których wynika najczęściej sygnalizacji z sygnalizatora wynikał z jego niewłączenia (aktywacji). Automatyczne włączenie sygnalizatora wraz z użyciem aparatu (lub tylko jego ściągnięcia z uchwytów) jest prostym wyjściem naprzeciw temu problemowi. Pozostaje jeszcze problem gdy nie używamy aparatu a jest konieczne stosowanie detektora. Pewnie sobie jakoś z tym poradzono be te zapisy obowiązują już kilkanaście lat i dalej rozwiązania zintegrowane są wiodące – wbrew temu co sugeruje producent (tzn. że tylko osobne urządzenie zapewnia spełnienie wymogów we wszystkich wariantach).
    Można by powiedzieć nawet więcej – w Polsce jest optymalnie – no może z wyjątkiem spełnienia wymagań.

    OdpowiedzUsuń
  7. Drążąc temat dalej, zadałem Maćkowi Steblowi przyjacielowi z USA (jeszcze do niedawna praktykującemu strażakowi profesjonaliście) takie oto pytanie: „Maćku, jaka jest Twój komentarz do NFPA 1500 punkt 7.13.2. Jak koledzy z USA załatwiali to technicznie i praktycznie. Czy do zdarzeń gdzie nie nosili SCBA używali pass??
    Skrót jest pod linkiem:
    http://graceindustries.com/gracetest/getthefacts.pdf”
    Oto jego odpowiedz:
    „Sytuacje opisane w zacytowanych przepisach wymagają w 90% przypadków noszenia SCBA. Akcja gaśnicza = scba, confined space = scba przynajmniej założone na plecy. Akcje z ryzykiem zawalenia - najczęściej są obsługiwane przez specjalistyczne jednostki a oni maja zupełnie inny sprzęt (a wiec taktyka-komentarz autora).
    Pierwsze pytanie w ulotce...takie rzeczy są eliminowane...nawet gdy strażak wraca do overhaul to mimo ze ma na twarzy tylko maseczkę przeciwpyłową to na plecach ma aparat...bo może zajść natychmiastowa potrzeba użycia. A po drugie...jeśli mieli byśmy pass w aparacie plus jakiś tam pass luzem zakładany tylko od czasu do czasu (w sytuacji gdy nie ma scba) to gwarantuje ze w 90% przypadkach nikt by bo nie założył. Plus scba widać z daleka...dowódca wie ze strażak ma pass. W przypadku małego “pudełeczka” łatwiej by było ominąć konieczność noszenia go na ubraniu.
    Departament w którym pracowałem nie miał oddzielnych pass...i nie znam jednostki która ma w mojej okolicy. Jedynie mocno wyspecjalizowane jednostki maja takie rzeczy ale to są jednostki które są aktywowane w przypadku klęsk żywiołowych...jednostki jeżdżące do przeszukiwań gruzowisk po trzęsieniach ziemi itp. „

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

„PROFESJONALNY” LEKKI SAMOCHÓD ROZPOZNAWCZO-RATOWNICZY - TYPU SLRr W POLSKIEJ STRAŻY POŻARNEJ, CZY MOŻE PICK-UP Z REKLAMÓWKĄ KLAMOTÓW?

Od prawie dwóch lat jestem już "młodym" emerytowanym strażakiem, który nieco z boku obserwuje efekty działań "dobrej zmiany w straży pożarnej". Tak się złożyło, że przez większość lat swojej służby miałem zaszczyt być dowódcą jednostki ratowniczo-gaśniczej oraz brałem udział w pracach wielu zespołów Komendanta Głównego PSP, starając się coś zmieniać na lepsze. Już będąc poza służba, wsparłem także swoim doświadczeniem, zespół do opracowania Regulaminu rozwinięć samochodów ratowniczo-gaśniczych , którego prace nie zostały potraktowane poważnie i mówiąc delikatnie nie znalazły szerokiego zrozumienia wśród obecnego kierownictwa KG PSP. Były także i inne przykre konsekwencje prac tego Zespołu ale te zostawmy na boku. Wszystkie te czynniki spowodowały, że z wielkim zainteresowaniem śledzę te "lepsze" prace samego kierownictwa i z wypiekami na twarzy czytam jak powinny wyglądać porządne i właściwie opracowane standardy. Tak się ciekawie złożyło, że KG PSP p

LICZBA ŚWIATEŁ SYGNALIZACJI ŚWIETLNEJ na pojeździe uprzywilejowanym - interpretacja przepisów

Po dwóch wpisach z przed kilku miesięcy odnośnie sygnalizacji świetlno - dźwiękowej pojazdów uprzywilejowanych straży pożarnej, wielu czytelników zadawało mi pytania odnośnie dopuszczonej liczby ostrzegawczych świateł błyskowych na pojeździe uprzywilejowanym. Chodziło głownie o to, czy lampy kategorii "X" (kierunkowe) zalicza się do ogólnej liczby świateł wyszczególnionych w ROZPORZĄDZENIU  MINISTRA INFRASTRUKTURY  z dnia 31 grudnia 2002 r.  w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia.  https://wspolczesnystrazak.blogspot.com/2017/09/czy-jestesmy-widzialni-i-syszalni-czesc.html https://wspolczesnystrazak.blogspot.com/2017/09/czy-jestesmy-widzialni-i-syszalni-czesc_29.html Sprawa jest o tyle ważna, że każdy interpretuje sobie prawo jak chce (producenci czy CNBOP PIB), ale często te interpretacje są pozbawione jakiejkolwiek logiki by nie powiedzieć sensu. Warto by zapytać co sadzi na ten temat autor, czyli minister infrastruktury

SKOKOCHRONY w działaniach ratowniczych ksrg cz.2

Dzisiejszy wpis, zgodnie z zapowiedzią będzie kontynuacją poprzedniego, w którym pokrótce zapowiedziałem czym będę się zajmował w dalszej części analizy związanej ze stosowaniem skokochronów w ratownictwie. Postawiłem wtedy, po pytaniach i odpowiedziach KG PSP i CNBOP PIB, dodatkowych 21 pytań, na które oczywiście w dalszej części zgłębiania tego tematu postaram się odpowiedzieć. Po ostatniej publikacji, jak zawsze w takich przypadkach, powstały też nowe pytania, które w sposób naturalny rodzą się przy każdej próbie głębszej analizy zagadnienia. Szczególnie takiego, które ma wieloaspektowy wymiar i nie jest szerzej analizowane w słabiej rozwiniętych organizacyjnie systemach ratowniczych. Wasze uwagi i opinie, wniosły wiele do mojej pracy, i bardzo za nie dziękuję. Chcąc kontynuować dalej temat mocno zastanawiałem się jak ująć zagadnienie syntetycznie, aby było „strawne” dla moich czytelników. Doszedłem do wniosku, że trzeba to jednak sprecyzować w trzech częściach i zacząć od gene

OSTATNIE POŻEGNANIE STRAŻAKA

Zdjęcia: Wojciech Caruk, Bogdan Hrywniak Każdy, kto przychodzi do ratownictwa, z pasji czy też realizując „swój pomysł na życie”, zapewne wie, że ryzyko nieszczęścia, jakie może go ewentualnie spotkać w tym zawodzie jest większe niż gdzie indziej. Pewnie też w podświadomości domniema, że jak do niego dojdzie to jego bliscy „nie zostaną z tą traumą sami”, a społeczeństwo spłacając dług jego gotowości do niesienia pomocy zacznie w pierwszej kolejności od urządzenia godnego pogrzebu. Do napisania kilku swoich przemyśleń odnośnie pogrzebów strażaków PSP zainspirowała mnie interpelacja poselska Pani Poseł   Iwony Arent  i odpowiedz Pana  Jarosława Zielińskiego  - sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji  . http://www.sejm.gov.pl/Sejm8.nsf/interpelacja.xsp?typ=INT&nr=28597&view=null w związku z tragicznym wypadkiem strażaka JRG Kętrzyn Macieja Ciunowicza . https://osp.pl/artykuly/nie-zyje-strazak-z-osp-dobre-miasto-uleg-wypadkowi-podczas-cwicz