Zastanawiacie się
zapewne, czym to tym razem będziemy się zajmowali. Generalnie tym co zawsze, czyli
szeroko pojętym działaniem polskiego systemu ochrony przeciwpożarowej w
kontekście działań ratowniczych i jego bezpieczeństwa. Dzisiaj weźmiemy na
warsztat małe brzęczące i świecące pudełeczko. Niektórzy się już domyślają o
jakie cudo chodzi, a ci co bardziej obeznani w naturze zagadnienia zapewne
głośno krzykną na znak protestu, że nie zawsze jest to pudełko. Tak szanowni
czytelnicy dzisiaj zajmiemy się sygnalizatorami
bezruchu. O tym, że jest to bardzo newralgiczne urządzenie nie trzeba chyba
nikogo przekonywać, ale zapewniam, że za to jeszcze bardzo wielu trzeba
przekonywać do tego, że samo urządzenie
nie chroni przed żadnym zagrożeniem, a nieumiejętny jego dobór, złe zamontowanie
w połączeniu z brakiem właściwego nadzoru osadzonego w taktyce działań, czyni
je narzędziem praktycznie bezużytecznym i dającym tylko pozorną ochronę, która
w konsekwencji bardzo skutecznie oddala problem właściwej ochrony ratownika
w strefie zagrożenia. Można by powiedzieć – bardzo przewrotna to teza.
Przecież sygnalizator „ma dopuszczenie CNBOP” i inne certyfikaty. Jest
urządzeniem sprawdzonym w tysiącach działań – czego się tu znowu czepiać. Przecież
w powszechnym odczuciu, ostatnio nawet wzmacnianym przez samego Komendanta
Głównego PSP, już samo świadectwo dopuszczenia gwarantuje niezbędny poziom
bezpieczeństwa. No i na końcu co do tego wszystkiego mają Cyrankiewicz z
Macierewiczem razem wzięci. Te właśnie wątpliwości szanownych czytelników
postaram się jeszcze wzmocnić próbując jednocześnie - tak jak zawsze staram się
to czynić, zachęcić do samodzielnych analiz i przemyśleń oraz nieustannego
doskonalenia i wdrażania odpowiednich rozwiązań w swojej praktyce ratowniczej.
Geneza sygnalizatora
Na początku omówimy
genezę wprowadzenia sygnalizatora bezruchu do formacji ratowniczych. Oczywiście
jak to ma miejsce w ogromnej większości zagadnień związanych z techniką
ratowniczą prekursorami i twórcami pierwszych standardów w tym zakresie byli
amerykanie. Tamtejsza kultura ratownicza oparta o ciągłą analizę zagrożeń i
wypadków, połączona z pozytywną presją tamtejszych firm operujących w
większości przypadków na rynkach całego świata i aspirujących do grona liderów
w sposób oczywisty musi powodować powstanie standardów, które w dalszej
kolejności wyznaczają globalnie trendy techniczne. Nie chcę powiedzieć, że
ratownictwo jest tu tylko pretekstem – bo zapewne także jest, ale co
najważniejsze ten pretekst jest w konsekwencji wykorzystany dla dobra ratowników,
nie tylko amerykańskich.
W roku 1980 Komitet
Techniczny ds. Sprzętu Ochronnego dla Strażaków
po spektakularnych wypadkach strażaków rozpoczął pracę nad standardem
(normą) NFPA, który otrzymał numer kodowy 1982. Prace zakończono wiosną 1982 r.
i przedłożono do zatwierdzenia NFPA (National Fire Protection Association).
Zwieńczeniem prac było wydanie 1 edycji normy NFPA 1982, które nastąpiło 9
czerwca 1983. Standard ten określa minimalne
wymagania dotyczące projektowania, działania, testowania i certyfikacji dla
wszystkich urządzeń PASS
(sygnalizatorów bezruchu), samodzielnych lub zintegrowanych, dla personelu
służb ratowniczych torując drogę do wdrożenia tych urządzeń w służbie. W
związku z tym, że normy NFPA nie są obligatoryjne powszechne wdrożenie do
służby nastąpiło od 1987 r. wraz z nową edycją NFPA 1500 choć rzeczywisty
początek nastąpił w roku 1983. Od tego czasu normę tą zmieniano 6-krotnie w
kolejnych latach (edycje: 1988, 1993, 1998, 2007, 2013, 2018) przy czym
ostatnia zmiana została zatwierdzona kilka miesięcy temu, a dokładnie 30
listopada 2017 r. (NFPA 1982 rev.2018).
Na przestrzeni lat wprowadzano oczywiście liczne zmiany i ulepszenia na
podstawie prowadzonych badań czy analizy wypadków oraz rozwoju możliwości
technicznych. I tak dla przykładu w edycji z 1998 wprowadzono możliwość
integracji urządzenia PASS z aparatem powietrznym butlowym - APB (SCBA skrót amerykański). W 2007 po
analizie licznych wypadków w strefie oraz obserwacji związanej ze znaczną
redukcją poziomu dźwięku już w temperaturze 150°C, wprowadzono szereg dodatkowych
badań związanych z odpornością i skutecznością po ekspozycji na płomień,
temperaturę, wodę oraz obciążenia mechaniczne. W roku 2013 wprowadzono nową
sekwencję sygnałów alarmu oraz wyspecyfikowano wymagania minimalne dla
detektorów z transmisją sygnałów drogą radiową (RF PASS). W edycji z roku 2018
poprawiono wymagania dla sygnałów alarmowych (sekwencji i częstotliwości) bo
jak się okazało sygnał zaproponowany w roku 2013 był gorszej jakości niż w
dotychczas używanych urządzeniach (jak widać i tam się mylą !!!, ale potrafią
to także dodatkowo zbadać i szybko skorygować). Trzeba sobie zdawać sprawę że
dobór odpowiedniego sygnału ma bardzo istotny wpływ nie tylko na jego
słyszalność, ale także na możliwość jego prawidłowej lokalizacji – zarówno
kierunku jak i odległości. Szczegółowy opis ewolucji urządzenia i zmieniających
się wymagań w poszczególnych edycjach normy (są to opracowania
kilkudziesięciostronicowe) znacznie przekraczają formę tego opracowania a sama
analiza zmian zajęłaby zapewne kilka tygodni. Tak więc dla dodatkowego fragmentarycznego
zobrazowania tych zmian przedstawię jeszcze w tabeli wymagania dotyczące samych alarmów w poszczególnych
edycjach.
Szczegółowe opisy dla
kilku ostatnich edycji znajdziecie pod adresem:
Jeśli chodzi o
unormowania europejskie to niestety nie dopracowano się w tym zakresie
jednolitych wymagań normatywnych i w związku z tym dokumenty europejskie nie
mają odpowiednio wysokiej rangi w tym zakresie.
W
skrócie możemy jednak opisać podstawowe cechy tego urządzenia. Początkowo było
to urządzenie uruchamiane tylko ręcznie
i emitujące sygnał świetlny i dźwiękowy celem możliwości odnalezienia
zagrożonego ratownika. Następnie urządzenie to wyposażane było także w czujnik
bezruchu wprowadzający urządzenie automatycznie w stan alarmu po ok. 30
sekundach bezruchu poczynając pośrednio poprzez narastający w czasie alarm
wstępny i dochodząc do alarmu zasadniczego (odmiennego niż alarm wstępny). Dźwięk
ostrzegawczy emitowany był przez elektroakustyczny
przetwornik piezoelektryczny w formie odpowiednio modulowanego sygnału.
Urządzenia z czasem potrafiły reagować także na wzrost temperatury otoczenia,
zaczęto łączyć je z elementami aparatu powietrznego butlowego (SCBA) poprzez
integrację (PASS/SCBA) dającą możliwość odczytu innych dodatkowych parametrów z
urządzeń także bezprzewodowo. Z czasem dochodziły także inne funkcje związane
chociażby z możliwością bezprzewodowej transmisji sygnału o zagrożeniu czy
lokalizacji ratownika. Urządzenia obudowano elementami dodatkowymi do
wizualizacji działań i zagrożeń oczywiście ze stosownym oprogramowaniem.
Wprowadzono także elementy pamięci zdarzeń i inne liczne udogodnienia i
dostosowania do warunków panujących w strefie zagrożenia takich jak chociażby
możliwość automatycznego zwiększania mocy sygnału w zależności od temperatury.
Mimo dynamicznego rozwoju innych technik lokalizacji ratowników urządzenie to
jest ciągle podstawowym urządzeniem do detekcji bezruchu i w chwili obecnej w
ogromnej większości jest to urządzenie zintegrowane (PASS/SCBA), choć nie
koniecznie w polskim ratownictwie. Nie trudno sobie wyobrazić, że w dalszej
kolejności rozwój tych urządzeń dotyczył będzie dalszej integracji możliwości
pomiarowych innych niebezpiecznych czynników pożarowych jak chociażby gazów
pożarowych, połączenia (wbudowania) kamery termowizyjnej i z całą pewnością
coraz silniej zaznaczana będzie transmisja bezprzewodowa.
Sygnalizator bezruchu w polskim ratownictwie
W polskim ratownictwie
sytuacja wygląda nieco inaczej, bo w naszym kraju nie ma profesjonalnych
instytucji czy organizacji zajmujących szeroko pojętym bezpieczeństwem strażaków. Z praktyki wiemy, że na nawet
dobre i bardzo potrzebne rozwiązania, jest mało środków a wejście do praktyki
służbowej wiąże się z wyraźnym nakazaniem w formie rozporządzenia, zarządzenia
czy wytycznych z góry. Inaczej żaden temat szerzej nie zaistnieje. I tak się
też działo w przypadku sygnalizatora bezruchu, który wszedł do służby wraz z
wejściem w życie Rozporządzenia MSWiA z
dnia 17 listopada 1997 r. w sprawie szczegółowych warunków bezpieczeństwa i
higieny służby strażaków oraz zakresu ich obowiązywania w stosunku do innych
osób biorących udział w akcjach ratowniczych, ćwiczeniach lub szkoleniu (w
skrócie rozporządzenie BHP) w którym to w § 51 zapisano – „Ratownika kierowanego do działań należy wyposażyć
w sygnalizator bezruchu.”
W związku z tym od 1998
r. po 15 latach od pierwszych wdrożeń rozpoczęła się era detekcji bezruchu w
polskim ratownictwie (jak na nasze realia to jednak stosunkowo niewielkie
zapóźnienie!).
Kolejna nowelizacja
rozporządzenia BHP z roku 2008 w § 55. ust.1 pkt 2) mówi o
tym, że:
1.Przed
wejściem do strefy zagrożenia strażak:
1)sprawdza
funkcjonowanie sprzętu ochrony dróg oddechowych, a w szczególności urządzeń do
otwierania dopływu powietrza, tlenu lub innego czynnika oddechowego, szczelność
przylegania maski, szczelność połączeń i złącz oraz wskazania przyrządów
określających stan ciśnienia;
2)uruchamia
sygnalizatory bezruchu.
potwierdzając tym samym
ugruntowaną już pozycję tego urządzenia w polskim ratownictwie.
Należy także zaznaczyć
bardzo mocno, że wyżej przywołane przepisy powstałe na podstawie delegacji
ustawowej wynikającej z ustawy o PSP dotyczą także strażaków OSP. Na pytanie
czy faktycznie udało się wdrożyć te wymagania w odniesieniu do strażaków OSP,
kiedy to faktycznie następowało i jak to wygląda obecnie proszę sobie samemu
odpowiedzieć samemu.
A jak sytuacja wygląda
od strony „polskich” wymagań technicznych. W roku 1998 r. MSWiA wydało
rozporządzenie w sprawie wyrobów służących do ochrony przeciwpożarowej, które
mogą być wprowadzane do obrotu i stosowane wyłącznie na podstawie certyfikatu
zgodności (DzU z 6.05.1998 r. Nr 55 poz. 362), które weszło w życie z
dniem 20.05.1998 r. Na liście wyrobów w grupie środków specjalnych ochrony
osobistej strażaka ( w odróżnieniu od wyposażenia i uzbrojenia osobistego
strażaka) pod pozycją 9 znalazł się sygnalizator bezruchu. Jednostką
certyfikującą zostało wyznaczone oczywiście CNBOP. Ono także ustaliło wymagania
techniczne dla tych urządzeń, których zapisy wprawdzie nie były tajne ale nie
były powszechnie udostępniane. W roku 2007 certyfikaty dopuszczenia zamieniono
na świadectwa dopuszczenia a wymagania dotyczące poszczególnych urządzeń
zapisano wprost w rozporządzeniu. Tak więc w punkcie 1.2 załącznika Nr 2 do
rozporządzenia w grupie wyposażenie i uzbrojenie osobiste strażaka opisano
sygnalizatory bezruchu. Zmiana rozporządzenia z roku 2010 obowiązująca do dnia
dzisiejszego zaszeregowała te urządzenie nie wiedzieć dlaczego, do grupy
wyposażenie i środki ochrony indywidualnej opisując wymagania także w p. 1.2.
załącznika. Należy zaznaczyć, że wymagań w sposób istotny nie zmieniono. Śmiało
więc można powiedzieć, że w tej dziedzinie od roku 2007 nic się nie zmienia
i dopuszczane są urządzenia w oparciu o te same wymagania. W chwili obecnej
na liście urządzeń posiadających świadectwa dopuszczenia są następujące
urządzenia:
Detektory bezruchu ze
świadectwami dopuszczenia
Interpretacja możliwości technicznych w środowisku pożarowym
Teraz spróbujemy w
wielkim uproszczeniu policzyć ewentualny skuteczny zasięg sygnalizatora z
dodatkowym omówieniem czynników, o których profesjonalny ratownik musi
wiedzieć.
Zgodnie z prawem
Webera-Fechnera, które przyda nam się do analizy bardzo wielu procesów
ratowniczych wartość reakcji układu biologicznego jest proporcjonalna do
logarytmu bodźca (przydatne do analizy reakcji zmysłów: słuchu, wzroku, ciepła
na bodźce). Dla przypomnienia jak działa
skala logarytmiczna dla spadku ciśnienia akustycznego w funkcji odległości dla
źródła punktowego przypominam, że zwiększenie odległości o 100% od źródła da
spadek o 6 dB, a 3 dB spadek
ciśnienia to zwiększenie o 41% odległości od źródła (przykładowo 120dBA z 3
metrów odpowiada 117 dBA z 4,24 m i odpowiednio 114 dBA z 6 metrów). Analiza
dotyczy pola swobodnego a to jest to jednak mocne uproszczenie analizowanego
zagadnienia, które jest znacznie bardziej skomplikowane. Nie wiem czy czytelnicy
bloga pamiętają gdy w artykule dotyczącym sygnalizacji dźwiękowej w samochodach
postulowałem by min. głośność wynosiła 120dBA z odległości 3m. W przypadku
sygnalizatorów bezruchu mamy do dyspozycji dźwięk o ciśnieniu akustycznym >95dBA/3m
w zależności od urządzenia. W tym kontekście nie będziemy analizować
minimalnych wymagań CNBOP gdyż są one całkowicie absurdalne. W wymaganiach
tych ustalono minimalny poziom >90 dB/1m co przy 3m daje poziom lekko
powyżej 80 dB. Bez odniesienia się
do częstotliwości emitowanego dźwięku
(bo tego nie ustalono w wymaganiach) oraz bez szczegółowej metody korekcji pomiaru i określenia
stałej czasowej do pomiaru ciężko cokolwiek wnioskować. Może nazbyt zawiły wywód ale zapewniam,
że zapis ten nie ma wielkiego związku z jednoznacznym określeniem poziomu
alarmu. Sprawę ratuje to, że dopuszczenia mają urządzenia dla których możemy
przyjąć 95dBA/3m. Musimy dodatkowo przyjąć jeszcze kilka prostych założeń.
Powszechnie przyjmuje
się, że właściwy odbiór źródła sygnału w stosunku do zakłóceń tła (w
uproszczeniu to wszystko inne niż sygnalizator) daje różnica 6 dB (założenie
1). Dodatkowo ustalono na podstawie badań w USA, że noszone przez
poszukującego/asekurującego środki ochrony indywidualnej (APB, kominiarka,
hełm) wnoszą dalsze tłumienie 3 do 5 dB (założenie 2), przy czym miejmy pełną
świadomość tego że chodzi o hełmy amerykańskie, gdzie ucho jest odsłonięte a
nie europejskie; śmiało więc w naszych warunkach można przyjąć 5dB). Jeśli więc
przyjmiemy optymistycznie, że środowisko pożaru daje zakłócenia na poziomie 70
dB (założenie 3) to mamy pierwsze proste wyliczenie (95dB -70dB-6dB-5dB) =14
dB. Czyli zostaje nam 14 dB na spadek ciśnienia akustycznego związanego z
odległością. Szybkie obliczenie i wychodzi nam, że to odległość 15 m. Teraz
wariant bardziej optymistyczny 98dB/3m sygnalizator, zakłócenia tła na poziomie
65dB, przy założeniu 1 i 2 daje odległość ok. 38m. Widzimy więc wyraźnie w
jakim przedziale się poruszamy, mimo bardzo ograniczonej i uproszczonej
analizy. A musimy przecież mieć świadomość, że w realnych warunkach dochodzą
przeszkody w budynkach. Bardzo duży wpływ ma także sam upadek ratownika, sposób
umiejscowienia sygnalizatora oraz kierunek, z którego nadchodzi
poszukujący/ asekurujący bo zdajemy sobie przecież sprawę, że charakterystyka
emisji dźwięku nie jest dookólna. Dodatkowo bardzo istotny wpływ ma sekwencja i częstotliwości emitowanego dźwięku
wraz z modulacją, temperatura w pomieszczeniu, charakterystyka samego
pomieszczenia (odbicia, rozproszenia), zakłócenia ze źródeł zewnętrznych, które
przy akcji mogą dawać poziomy zakłóceń przewyższające wartość sygnału z
detektora (piła ratownicza 71-106 dBA, pilarka łańcuchowa 71-106 dBA, samochód
ratowniczy 76-87 dBA, wentylator spalinowy PPV 92-106 dBA, pompa 80-97dBA,
radiotelefon przenośny 75-87 dBA).
W literaturze
przedmiotu podaje się, że badanie zagadnienia związanego z rozchodzeniem się
dźwięku z sygnalizatora w środowisku pożaru w przestrzeni zamkniętej ma naturę
zbliżoną do hydrolokacji obiektów (problem sonaru), który jest dobrze zbadany -
w odróżnieniu od rozchodzenia się dźwięku w środowisku pożarowym.
Prowadzone dokładne
badania tego zagadnienia (różne rodzaje upadków i kierunek odbioru) dały wyniki
od średnio -10 dB dochodząc do – 19dB.
Bardzo ładnie zresztą przedstawił to kol. Witold
Nocoń w swoich filmach https://www.youtube.com/watch?v=RIGcwQaQFQs
Wszystko to powoduje, że w skrajnie niekorzystnych warunkach możemy
praktycznie nie słyszeć sygnalizatora. Musimy więc ostro przyjąć, że w
pomieszczeniu bez dodatkowych przegród (drzwi, ściany, gruzowiska, itp.) 10 do 15 m
to maksymalna bezpieczna odległość, w której możemy usłyszeć detektor oraz
dodatkowo robić wszystko by w sytuacji poszukiwania ratownika dobrać
odpowiednią taktykę, wykorzystać wiedzę akustyczną i wiedzę o naturze tego
zagadnienia oraz co najważniejsze do minimum ograniczyć wszelkie zakłócenia
zewnętrzne.
Technika ratownicza i asekuracja
Stosowanie sygnalizatora bezruchu wymaga przede wszystkim świadomości
ratownika, który pracuje w strefie zagrożonej.
Ta świadomość to przede wszystkim konieczność samodzielnego wezwania pomocy,
zanim strażak straci przytomność. Sygnalizator bezruchu powinien więc w
świadomości strażaka być przede wszystkim urządzeniem, którego dźwięk alarmu
będzie ręcznie w sytuacji zagrożenia włączony. Mowa tu oczywiście o wezwaniu pomocy drogą radiową, zaś dźwięk
sygnalizatora ma pomóc w odnalezieniu ciągle przytomnego strażaka!
Ta świadomość to również mocowanie sygnalizatora w ten sposób, by strażak
nie kładł się na nim. Świadomość
strażaków wyznaczonych do grupy asekuracyjnej (RIT) polegała będzie na tym, że nie będą oni jedynie
zwracali uwagę na ewentualny dźwięk sygnalizatorów, ale będą przede wszystkim
monitorowali korespondencję radiową i zwracali szczególną uwagę nie tylko na
hasło RATUNEK, ale też na podenerwowanie
ratowników, lęk, krzyki itp.
Z kolei świadomość ratowników idących na pomoc poszkodowanemu musi uwzględniać wszystkie te zjawiska, które będą utrudniały jego odnalezienie. Do utrudnień tych należeć będą zagadnienia związane z rozchodzeniem się sygnału w obiekcie, tłumienie dźwięku przez kominiarkę i hełm poszkodowanego i jak opisano wcześniej wiele innych dodatkowych czynników. Dlatego należy pamiętać o zatrzymywaniu się na chwilę i wykonywaniu systematycznych obrotów głowy by namierzyć kierunek skąd dobiega dźwięk sygnalizatora (zabieg skutkuje uśrednieniem efektu hełmu).
Zasadnym też będzie wyłączenie sprzętu generującego hałas na czas poszukiwania poszkodowanego strażaka (piły mechaniczne i inne). Po odnalezieniu poszkodowanego ratownicy powinni wyłączyć dźwięk alarmu, gdyż pomoże to w skupieniu się, uspokoi sytuację, ułatwi komunikację radiową, a przede wszystkim umożliwi usłyszenie aktywowanych sygnalizatorów ewentualnych innych poszkodowanych strażaków
znajdujących się w pewnej odległości od poszkodowanego już odnalezionego. W przypadku sygnalizatorów których nie da się wyłączyć bez specjalnego klucza, należy pamiętać, że przykrycie takiego sygnalizatora dłonią/rękawicą na tyle tłumi jego dźwięk, że możliwe
jest prowadzenie zrozumiałej korespondencji radiowej.
Z kolei świadomość ratowników idących na pomoc poszkodowanemu musi uwzględniać wszystkie te zjawiska, które będą utrudniały jego odnalezienie. Do utrudnień tych należeć będą zagadnienia związane z rozchodzeniem się sygnału w obiekcie, tłumienie dźwięku przez kominiarkę i hełm poszkodowanego i jak opisano wcześniej wiele innych dodatkowych czynników. Dlatego należy pamiętać o zatrzymywaniu się na chwilę i wykonywaniu systematycznych obrotów głowy by namierzyć kierunek skąd dobiega dźwięk sygnalizatora (zabieg skutkuje uśrednieniem efektu hełmu).
Zasadnym też będzie wyłączenie sprzętu generującego hałas na czas poszukiwania poszkodowanego strażaka (piły mechaniczne i inne). Po odnalezieniu poszkodowanego ratownicy powinni wyłączyć dźwięk alarmu, gdyż pomoże to w skupieniu się, uspokoi sytuację, ułatwi komunikację radiową, a przede wszystkim umożliwi usłyszenie aktywowanych sygnalizatorów ewentualnych innych poszkodowanych strażaków
znajdujących się w pewnej odległości od poszkodowanego już odnalezionego. W przypadku sygnalizatorów których nie da się wyłączyć bez specjalnego klucza, należy pamiętać, że przykrycie takiego sygnalizatora dłonią/rękawicą na tyle tłumi jego dźwięk, że możliwe
jest prowadzenie zrozumiałej korespondencji radiowej.
W ramach dalszego
rozwoju technik RIT należy prowadzić ćwiczenia celem zebrania właściwych
doświadczeń związanych z zastosowaniem odpowiednich słuchawek dostrojonych do
sygnału detektora a kompensujących sygnały zakłócające (są takie w sprzedaży) czy
słuchawek aktywnych a także związanych z hełmami celem zwiększenia słyszalności
sygnału (mikrofony zewnętrzne – analogia do hełmów lotniczych, różne rodzaje
hełmów pod kątem ich konstrukcji akustycznej itp.)
Uwagi praktyczne
Obok wyspecyfikowanych
wymagań technicznych dotyczących odporności obudowy, wytrzymałości elektroniki
oraz budowy samego urządzenia oraz jego parametrów można dodać także inne
wymagania wynikające z doświadczeń praktycznych dotyczące konstrukcji
urządzenia i jego użytkowania:
1. Konstrukcja sygnalizatora bezruchu musi umożliwiać łatwe ręczne i łatwe
aktywowanie dźwięku alarmowego w rękawicy strażackiej. Wynika to z faktu, iż
szanse na uratowanie strażaka są dużo większe w sytuacji gdy ten samodzielnie
wezwie pomocy. Jeżeli alarm sygnalizatora aktywuje się automatycznie w
przypadku braku ruchu strażaka na skutek braku przytomności, to realne szanse
na jego uratowanie są znacznie mniejsze.
2. Konstrukcja sygnalizatora musi umożliwiać wyłączenie dźwięku alarmu bez dodatkowych elementów jak np. klucz zostawiany na zewnątrz strefy zagrożonej. Jest to konieczne w przypadku odnalezienia poszkodowanego przez grupę ratunkową. W przypadku ręcznego wyłączenia alarmu (bez klucza) sygnalizator może przechodzić tylko w stan czuwania i wymagać okresowego ręcznego "kasowania" lub umożliwiać całkowite jego wyłączenie w taki sposób, by wyeliminować możliwość przypadkowego całkowitego wyłączenia.
3. Sygnalizator powinien być montowany w taki sposób, aby strażak leżący na brzuchu nie kładł się na elemencie wytwarzającym dźwięk (problem np. w sygnalizatorach zintegrowanych z aparatem oddechowym). Należy w instrukcji obsługi wpisać, że sygnalizator powinien być mocowany w okolicy barku, by omówiony warunek spełnić. Ponadto musi być mocowany w takim miejscu, aby możliwe było ręczne aktywowanie dźwięku alarmu (np. nie na plecach).
4. Należy dążyć technologicznie do opracowania taniego i niezawodnego systemu umożliwiającego namierzania sygnalizatora z aktywowanym alarmem np. za pomocą dodatkowego urządzenia zabieranego przez grupę ratunkową. Urządzenie takie powinno mieć możliwość wskazywania kierunku oraz odległości od poszkodowanego, albo przynajmniej wskazywania czy grupa zbliża się czy oddala od poszkodowanego.
2. Konstrukcja sygnalizatora musi umożliwiać wyłączenie dźwięku alarmu bez dodatkowych elementów jak np. klucz zostawiany na zewnątrz strefy zagrożonej. Jest to konieczne w przypadku odnalezienia poszkodowanego przez grupę ratunkową. W przypadku ręcznego wyłączenia alarmu (bez klucza) sygnalizator może przechodzić tylko w stan czuwania i wymagać okresowego ręcznego "kasowania" lub umożliwiać całkowite jego wyłączenie w taki sposób, by wyeliminować możliwość przypadkowego całkowitego wyłączenia.
3. Sygnalizator powinien być montowany w taki sposób, aby strażak leżący na brzuchu nie kładł się na elemencie wytwarzającym dźwięk (problem np. w sygnalizatorach zintegrowanych z aparatem oddechowym). Należy w instrukcji obsługi wpisać, że sygnalizator powinien być mocowany w okolicy barku, by omówiony warunek spełnić. Ponadto musi być mocowany w takim miejscu, aby możliwe było ręczne aktywowanie dźwięku alarmu (np. nie na plecach).
4. Należy dążyć technologicznie do opracowania taniego i niezawodnego systemu umożliwiającego namierzania sygnalizatora z aktywowanym alarmem np. za pomocą dodatkowego urządzenia zabieranego przez grupę ratunkową. Urządzenie takie powinno mieć możliwość wskazywania kierunku oraz odległości od poszkodowanego, albo przynajmniej wskazywania czy grupa zbliża się czy oddala od poszkodowanego.
Analiza związana z wymaganiami dotyczącymi uzyskania świadectwa
dopuszczenia CNBOP
Jak już wcześniej wspomniano
wymagania dotyczące samego sygnału (a w zasadzie ich brak) oraz metodologii
pomiaru dyskwalifikują je w całości. Dodatkowo poziom sygnału ustalony na bardzo niskim poziomie otwiera furtkę w
sensie praktycznym do dopuszczenia całkowicie bezużytecznych urządzeń (zbyt
cichych). Pozostałe wymagania określone kilkoma zdaniami (w odróżnieniu do
normy NFPA, która ma kilkadziesiąt stron) obok tego, że są bardzo niewygórowane
nie wnoszą praktycznie nic do potrzebnych minimalnych wymagań dla tych
urządzeń. Można śmiało powiedzieć, że są to badania dla samych badań. Zapytacie
zapewne jaka jest tego konsekwencja? A no taka, że na rynku polskim są urządzenia,
które w innych krajach o dużej kulturze ratowniczej są albo zabronione do
użytkowania w straży pożarnej albo nie spełniają wymagań na odpowiednim
poziomie (od co najmniej kilkunastu lat). Co gorsza nie mamy dopuszczonych urządzeń najlepszych spełniających najwyższe
wymagania bo system po prostu tego nie wymaga a koszty samych dopuszczeń
skutecznie odstraszają przed szerokim badaniem całych partii dostępnych
urządzeń! Oczywiście analogiczna sytuacja jest w przypadku innych
dopuszczeń, chociażby ubrań ochronnych.
By
nie być gołosłownym zamieszczam rysunek, który mówi praktycznie wszystko.
Rys. 3. Adnotacja na stronie producenta urządzenia
(św. dopuszczenia CNBOP nr 3048/2017)
Analogiczna sytuacja
dotyczy także innych detektorów, które proponuję przeanalizować w swojej
jednostce poprzez chociażby analizę etykiety – w formie ćwiczenia
sprawdzającego.
Jest oczywiście jeszcze
wiele innych niuansów podważających sensowność dopuszczeń w obecnej formie ale
te na tą chwilę zostawimy na boku.
Wniosku końcowe
W przypadku polskiego
ratownictwa wszelkie dywagacje dotyczące stosowanych urządzeń i rozwiązań jak
sami rozumiemy na tym etapie rozwoju są poza zasięgiem możliwości percepcyjnych
systemu. Nie prowadzi on żadnych sensownych badań w tym zakresie (i można by
postawić tezę, że w żadnym innym), nie wypracowuje żadnej wartości dodanej.
Całe szczęście jak będzie potrafił umiejętnie kopiować rozwiązania wiodące lub
przestanie je blokować. Dodatkowo musimy być bardzo wyczuleni na wszelkie
słabości w tym zakresie. Strażnicy systemu w przypadku porażki mogą zaoferować
Ci pośmiertny medal, uroczysty państwowy pogrzeb i skromną rentę dla Twoich
dzieci zapisując to nawet prawnie. Znacznie trudniej jak widać wygenerować podejście
właściwe dla profesjonalnej formacji ratowniczej sprowadzającej się do tylko
kilku słów KAŻDY STRAŻAK WRACA DO DOMU.
Tego elementu nie zabezpiecza właściwie wcale. Wszyscy wiemy, że wbrew pozorom
nie jest to takie proste. Ale czy robi wszystko co w jego mocy by do tego stanu
dojść? Na to każdy ma zapewne swoją odpowiedź, która nie będzie z pewnością
miła.
W tym systemie nie
możecie kupić topowych produktów, które spełniają potrzebne wymagania a jedynie
urządzenia z papierami. Tylko przypadek taki jak współpraca z poważną firmą
dystrybucyjną może sprawić, że mamy do dyspozycji topowy produkt. W innym
przypadku nie wygląda to już tak ciekawie.
Pół biedy jak znamy i
rozumiemy ograniczenia urządzenia oraz mamy w zanadrzu dodatkowe zabezpieczenia
w postaci odpowiedniej organizacji działań w strefie (taktyki), właściwych
procedur nadzoru i asekuracji. Bo jak tego nie mamy to co by tu dużo nie mówić
bardzo daleko tu do profesjonalizmu a znacznie bliżej do improwizacji.
I na koniec wrócimy
jeszcze do zagadki związanej z tytułem wpisu. Otóż okazuje się, że system
dopuszczeń w straży pożarnej mający swoje początki w roku 1972 powstał w oparciu o
zarządzenie wydane w roku 1965 za czasów trzeciego rządu Józefa Cyrankiewicza a w kwietniu roku 1992 (pionierskie czasy PSP)
odpowiednie rozporządzenie podtrzymujące przy życiu te rozwiązania podpisał nie
kto inny jak ówczesny Minister Spraw Wewnętrznych Antoni Macierewicz - i tak to trwa już ponad 45 lat do dnia
dzisiejszego!!!
O ile system w latach
siedemdziesiątych wnosił wiele do rozwoju ratownictwa, to w chwili obecnej jest
on bardzo skuteczną antykoncepcją dla dobrych rozwiązań. Korzystamy zatem z względnie nowych ale przestarzałych technologicznie urządzeń, samochodów i ochron
osobistych mających tylko papier, który niewiele potwierdza!
Puenta
Nie chcemy robić badań i
analiz po wypadkach, które już dawno powinny zostać przebadane. Nie wyciągamy wniosków z tragedii i nieszczęść naszych kolegów. Nie dajemy rekomendowanych sposobów postępowania w formie regulaminów/wytycznych, które dawały by ratownikom poczucie bezpieczeństwa że system się o nich troszczy. Czy zatem powinniśmy „rzucać się” na
kolejne zakupy i technologie bez rozwiązań całościowych w tym zakresie, przykrywając
ewidentne wpadki i niekompetencję techniczną? Sami odpowiedzmy sobie na to
pytanie wyciągając odpowiednie wnioski przy budowie swoich osobistych kompetencji
ratowniczych. Niemniej jednak, sygnalizator bezruchu, to bardzo ważne urządzanie
ratownicze uzupełniające nasze środki ochrony indywidualnej - dlatego też warto
się nad nim „pochylić” na poważnie.
[1],[2] Evaluation and Enhancement of Fire Fighter PASS Effectiveness, Final
Raport, marzec 2015 Fire Protection Research Foundation
PS. Dziękuję koledze dr hab. Witoldowi Noconiowi za konsultację merytoryczną.
Ziarno raz zasiane całe wieki kiełkuje na podatnej glebie.
OdpowiedzUsuńhttps://wycieczkinakresy.files.wordpress.com/2014/04/jc3b3zef-cyrankiewicz.jpg
A podobno odcinamy się od przeszłości!
W instrukcji dla urządzenia MotionScout/ MotionScout K są takie oto informacje:
OdpowiedzUsuń"MSA nie ponosi odpowiedzialności w sytuacjach nieprawidłowego użytkowania produktu lub jego niewłaściwego zastosowania. Odpowiedzialność za wybór i użytkowanie produktu spoczywa wyłącznie na użytkowniku......
Temperatura robocza -30°C do +60°C"
I co w tym chodzi !!!??? Czy to jest urządzenie do strefy pożarowej i czy firma MSA przy takim zapisie gwarantuje jakiekolwiek bezpieczeństwo strażakowi, korzystającemu z urządzenia?
Zamieszczone zdjęcie SP II sugeruje , że wyrób nie jest przeznaczony dla straży pożarnej. Dotyczy to tylko USA ze względu na zmianę wymagań NFPA. Producent dla którego rynek amerykański jest głównym rynkiem zbytu zamieścił informację w taki sposób aby poinformować o zmianie i nowym typie sygnalizatora SP 5 swoich amerykańskich klientów. Sygnalizator SuperPass II jest nadal oferowany dla strażaków na rynkach poza USA w tym w Europie. Znajduje się również w ofercie firmy SCOTT https://www.scottsafety.com/en/emea/DocumentandMedia1/AlertATS_Brochure_English_72dpi.pdf Super Pass II generuje dźwięk o ciśnieniu akustycznym > 98 dBA/3m
OdpowiedzUsuńZintegrowany sygnalizator bezruchu w aparacie oddechowym (SCBA), również nie rozwiązuje tematu zabezpieczenia ratownika w przypadku prowadzonych działań bez jego użycia. Norma NFPA 1500, o której wspomina Autor w pkt 7.16.2 wymaga, aby również w takich sytuacjach ratownik posiadał włączony sygnalizator bezruchu „Each member shall be provided with, use activate his or her PASS devices in all emergency situations that could jeopardize that person's safety due to atmospheres that could be IDLH , in incidents that could result in entrapment, in structural collapse of any type, or as directed by the incident commander.
Na wstępie chciałbym podkreślić, że przewrotnie ten artykuł nie jest o sygnalizatorach bezruchu, ale o szerokim problemie dopuszczeń sprzętu w polskiej ochronie przeciwpożarowej. Sygnalizator posłużył tylko za pretekst do wykazania jak słaby jest to system i mam nadzieję, że jest to chyba w oparciu o ten prosty przykład, aż nazbyt jasne.
OdpowiedzUsuńDrugim celem artykułu jest pokazanie relacji między techniką a taktyką, którą należy umiejętnie dostosowywać znając możliwości i jednocześnie słabe strony sprzętu, którym się dysponuje z uwzględnieniem zmiennych środowiska pożaru. Nie jest to proste zagadnienie i dla celów akcji powinno być tak zoptymalizowane by bez zbędnej komplikacji działań maksymalizować osiągnięcie założeń taktycznych.
Jeśli zaś chodzi o przykład jakim się posłużono wskazując w tekście artykułu zdjęcie z napisem znajdujące się na stronie producenta urządzenia SP II to w oparciu o zapisy normy NFPA 1982 oraz NFPA 1500 p. 7.13.1 nie ma chyba wątpliwości, że od kilkunastu już lat nie spełnia on wymagań minimalnych dla strażaków amerykańskich. Rozumiem, że to iż dla polskich strażaków spełnia ono wymagania nie powinno budzić wątpliwości autora. Tylko nie bardzo wiem na jakiej podstawie mam tak sądzić?! Czy na takiej, że na Białorusi lub może nawet w innych krajach europejskich jeszcze używają takich urządzeń? A może my w Polsce/Europie mamy jakąś nadzwyczajną taktykę działań, która w pełni rekompensuje słabości sprzętu bo jeśli chodzi o same pożary to chyba są jednak podobne. Ponadto jeśli chodzi o wymagania europejskie to poza normą brytyjską z 2010 roku, która nie jest tak ostra jak NFPA nie są mi znane inne normy (no może CNBOP) odnoszące się do zagadnień pracy urządzenia w środowisku pożarowym, ani też jakieś pogłębione badania samych urządzeń. Można śmiało, rzec że Europa tej lekcji jeszcze nie odrobiła. Zaś jeśli chodzi o zagadnienie urządzeń zintegrowanych PASS/SCBA w stosunku do samodzielnych urządzeń PASS w odniesieniu do zdarzeń gdzie nie używa się aparatów to owszem uważam, że jest to miejsce w którym osobne urządzenia mają swoje zastosowanie (co oczywiście Firma skrupulatnie próbuje wykorzystać jako element przewagi rynkowej) i co nie zmienia zasadniczo obrazu rynku amerykańskiego gdzie praktycznie używa się tylko urządzeń zintegrowanych. Podsumowując, to że SPII jest nawet w odbiorze polskich strażaków najgłośniejszy nie znaczy wcale, że jest to najlepsze urządzenie jakiego oczekują. Myślę także, że z tekstu dosyć mocno wybrzmiało także to że nie sama głośność jest także najważniejsza (choć oczywiście jest bardzo ważna).
W komentarzu powyżej popełniłem pomyłkę liczbową, bo zamiast NFPA 1500 p. 7.13.1 powinno być oczywiście NFPA 1500 p. 7.16.1.
OdpowiedzUsuń@ HD FLHXS
OdpowiedzUsuńOdpowiedź została ewidentnie sporządzona w oparciu o ściągę marketingową ze strony producenta urządzeń SuperPass http://graceindustries.com/gracetest/getthefacts.pdf.
Trochę jest na rzeczy, ale tylko trochę. We wcześniejszych edycjach NFPA 1500 był wymóg by nowe SCBA były zintegrowane z PASS. Obecnie ten wymóg skreślono, natomiast wprowadzono go jako rekomendację znajdująca się w aneksie A cyt: "Technology has provided the integration of Pass devices with scba. When scba unit is activated to an operational mode the pass device is activated. Fire departments are encouraged to utilize this technology". Jest więc rekomendacja do korzystania z tej technologii. Z czego to wynika? Z tego, że jest to rozwiązanie wygodne i dodatkowo jest to wniosek z raportów z badań akcji gaśniczych z ofiarami wśród strażaków (lub strefach niebezpiecznych), z których wynika najczęściej sygnalizacji z sygnalizatora wynikał z jego niewłączenia (aktywacji). Automatyczne włączenie sygnalizatora wraz z użyciem aparatu (lub tylko jego ściągnięcia z uchwytów) jest prostym wyjściem naprzeciw temu problemowi. Pozostaje jeszcze problem gdy nie używamy aparatu a jest konieczne stosowanie detektora. Pewnie sobie jakoś z tym poradzono be te zapisy obowiązują już kilkanaście lat i dalej rozwiązania zintegrowane są wiodące – wbrew temu co sugeruje producent (tzn. że tylko osobne urządzenie zapewnia spełnienie wymogów we wszystkich wariantach).
Można by powiedzieć nawet więcej – w Polsce jest optymalnie – no może z wyjątkiem spełnienia wymagań.
Drążąc temat dalej, zadałem Maćkowi Steblowi przyjacielowi z USA (jeszcze do niedawna praktykującemu strażakowi profesjonaliście) takie oto pytanie: „Maćku, jaka jest Twój komentarz do NFPA 1500 punkt 7.13.2. Jak koledzy z USA załatwiali to technicznie i praktycznie. Czy do zdarzeń gdzie nie nosili SCBA używali pass??
OdpowiedzUsuńSkrót jest pod linkiem:
http://graceindustries.com/gracetest/getthefacts.pdf”
Oto jego odpowiedz:
„Sytuacje opisane w zacytowanych przepisach wymagają w 90% przypadków noszenia SCBA. Akcja gaśnicza = scba, confined space = scba przynajmniej założone na plecy. Akcje z ryzykiem zawalenia - najczęściej są obsługiwane przez specjalistyczne jednostki a oni maja zupełnie inny sprzęt (a wiec taktyka-komentarz autora).
Pierwsze pytanie w ulotce...takie rzeczy są eliminowane...nawet gdy strażak wraca do overhaul to mimo ze ma na twarzy tylko maseczkę przeciwpyłową to na plecach ma aparat...bo może zajść natychmiastowa potrzeba użycia. A po drugie...jeśli mieli byśmy pass w aparacie plus jakiś tam pass luzem zakładany tylko od czasu do czasu (w sytuacji gdy nie ma scba) to gwarantuje ze w 90% przypadkach nikt by bo nie założył. Plus scba widać z daleka...dowódca wie ze strażak ma pass. W przypadku małego “pudełeczka” łatwiej by było ominąć konieczność noszenia go na ubraniu.
Departament w którym pracowałem nie miał oddzielnych pass...i nie znam jednostki która ma w mojej okolicy. Jedynie mocno wyspecjalizowane jednostki maja takie rzeczy ale to są jednostki które są aktywowane w przypadku klęsk żywiołowych...jednostki jeżdżące do przeszukiwań gruzowisk po trzęsieniach ziemi itp. „
Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuń